Jeśli chcesz mieć pełny dostęp do tego materiału zaloguj się lub zaprenumeruj

LNE 163 #6/2025

Zmarszczki – mapa dystansu

Kiedyś myślałam, że zmarszczki to kara – za śmiech, za słońce, za nieprzespaną noc i za geny po babciach. Teraz wiem, że to... notatki życia. Małe przypisy do historii, których już nie muszę opowiadać – bo widać je na mojej twarzy.

Moja skóra się zmienia, to fakt, nie dramat. Ubywa mi kolagenu, przybywa historii. Policzki powoli schodzą do poziomu, na którym mogą zaprzyjaźnić się z żuchwą, a czoło przypomina mapę emocji, które – o ironio – najczęściej są wciąż te same.

Skóra starzeje się. Nie ma w tym nic zaskakującego, a jednak, jak każdy, gdy pierwszy raz zobaczyłam cień bruzdy między brwiami, siateczkę wokół oczu oraz „coś dziwnego” na szyi, czego wcześniej, przysięgam, nie było, i mnie dopadł osobisty dramat. Jakby ktoś namazał mi graffiti na świeżo odnowionym nowym płocie lub zarysował samochód na parkingu pod sklepem i zwiał.

Ale z czasem, który podobno goi wszystko (poza czołem) – przyszedł do mnie dystans. 

Nie wiem, doprawdy, jak to się stało, że nagle dotarło do mnie, że pielęgnacja to nie wyścig z czasem, raczej sposób na czułość wobec siebie. Że prawdziwy lifting (który na pewno sobie zrobię) to jedno, a ten codzienny mogę wklepać ulubionym kremem, bo liczy się… moje nastawienie. A im bardziej próbuję zatrzymać młodość, tym szybciej ona mi ucieka – jak woda przez sito. 

Gdy więc nieco odpuściłam, stało się coś nieoczekiwanego. Już mi tak nie przeszkadza: cieńsza skóra, rumieniec po winie i fakt, że policzki nie wracają już tak żwawo na swoje miejsce, wygniecione po poduszce. 

Nabieranie dystansu do siebie to też forma regeneracji. Już nie poprawiam każdego detalu – pozwalam sobie być sobą, tu i teraz. Gdzieś wyczytałam, że pielęgnacja to troska, która zaczyna się tam, gdzie kończy się presja. Może to naiwne, banalne i coś tu zgrzyta (zwłaszcza w kontekście planowanego liftingu), ale powiem to na głos. Według mnie dystans do siebie to najdroższy krem świata – działa od środka, nie uczula i nigdy się nie kończy.

Więc kiedy kolejnego ranka widzę nową zmianę w lustrze, nie mówię: O, nie!, tylko: Witaj, nieznajoma, zacznijmy razem ten dzień, wypijmy razem tę kawę, bo mamy o czym pogadać.

Czego Wam serdecznie życzę i zapraszam na wspólną kawę na 49. Kongresie i Targach LNE, 15-16 listopada w Krakowie, jak zawsze w Expo, jak zawsze kolorowo i jak zawsze w wyśmienitym nastroju. Do zobaczenia!

Agnieszka Keller

redaktor naczelna

W numerze: