Skóra jak sukienka

O holistycznym podejściu w dermatologii, rozsądku w stosowaniu zabiegów medycyny estetycznej, zmianach w prowadzeniu terapii dermatologicznych oraz nowej erze w laseroterapii rozmawiamy z dr n. med. Barbarą Pytrus, wykładowcą 41. Kongresu LNE.

 

LNE: Proszę opowiedzieć nam więcej o swojej drodze zawodowej.

Dr n. med. Barbara Pytrus: Dermatologią zainteresowałam się już podczas studiów medycznych i postanowiłam pójść w tym kierunku. Pierwszą pracę podjęłam w Klinice Dermatologicznej we Wrocławiu i tam zrobiłam dwa stopnie specjalizacji, zostając ostatecznie specjalistą dermatologii. Moja rozprawa doktorska dotyczyła trądziku różowatego. 

Ten temat jest pani bliski do dziś – specjalizuje się pani w terapii trądziku zwykłego i różowatego.

Tak. Już wtedy mocno zainteresowałam się tym tematem, pewnie dlatego, że było to duże wyzwanie. W tamtym czasie niewielu ekspertów interesowało się tym schorzeniem. Przyjęte było, że trądzik różowaty to problem osób ze skórą naczyniową, jest słabo podatny na terapię i można go odrobinę podleczyć, ale nie było mowy o całkowitym wyleczeniu. Jako młoda i ambitna dermatolożka stwierdziłam, że zgłębię ten temat i skupię się na nim w rozprawie doktorskiej. Dziś mogę powiedzieć, że moja praca była wtedy dość nowatorska, bo bliskie było mi wieloaspektowe podejście do trądziku. Badałam to schorzenie od strony układu pokarmowego, biorąc pod uwagę wpływ nieprawidłowego odżywiania, ale też od strony hormonalnej i psychologicznej – skupiając się na tym, jak stres wpływa na stan skóry. 
Troszkę inaczej było w przypadku trądziku młodzieńczego. Kiedy otworzyłam pierwszą prywatną praktykę dermatologiczną – a to było bardzo dawno temu (śmiech) – trafiało do mnie bardzo wiele młodych osób, które mówiąc kolokwialnie, chodziły od gabinetu do gabinetu i nie otrzymywały pomocy. A ja, jak już wspominałam – lubię wyzwania. No więc postawiłam sobie za cel leczenie takich przypadków. Mówiłam moim pacjentom: chciałabym być pani/pana ostatnim dermatologiem, jeśli chodzi o leczenie trądziku. 

Można więc śmiało powiedzieć, że już 25 lat temu promowała pani to, co dziś nazywamy holistycznym podejściem do pacjenta?

Myślę, że tak. Wcześniej często za jedyną metodę leczenia trądziku uważano podanie antybiotyku. Nie mówię, że to było złe – zresztą o nowych rodzajach terapii zaraz porozmawiamy, ale to było za mało! Byłam przekonana, że sama antybiotykoterapia nie wystarczy, że trzeba pacjentowi zapewnić także odpowiednią pielęgnację skóry, doradzić dietę. Efekty, jakie uzyskiwałam jako lekarz, powinny być podtrzymywane przez profesjonalną pielęgnację skóry, żeby uniknąć nawrotów. 

 


Studenci dermatologii uczą się dużo o terapiach, leczeniu, ale nie o podejściu pielęgnacyjnym. Dlatego uważam, że dobra współpraca na linii dermatolog–kosmetolog jest konieczna. 



W swojej praktyce współpracuje pani z kosmetologami?

Oczywiście. W latach 1998–2018 wykładałam dermatologię w Wyższej Szkole Fizjoterapii we Wrocławiu, właśnie na Wydziale Kosmetologii. Pośrednio wynikało to z faktu, że chciałam też poznać środowisko kosmetologiczne. Proszę pamiętać, że nas, lekarzy, na studiach medycznych nikt nie uczy holistycznego podejścia do skóry. Studenci dermatologii uczą się dużo o terapiach, leczeniu, ale nie o podejściu pielęgnacyjnym. Dlatego uważam, że dobra współpraca na linii dermatolog–kosmetyczka/kosmetolog jest konieczna. 
Wszystkim pacjentom indywidualnie dobieram w gabinecie terapię – mają wykonywane zabiegi poprawiające strukturę skóry, niwelujące niewielkie blizny czy przebarwienia potrądzikowe. Jako lekarz zajmuję się leczeniem i planowaniem terapii. Wykonuję też zabiegi laserowe, bo to jedna z moich specjalności. Ustawiamy plan dla każdego pacjenta na ok. 3 miesiące. Jeśli skóra wymaga leczenia, to najpierw leczę, a potem odsyłam na kolejne zabiegi już do kosmetologa. Czasem też działamy równocześnie, ale to zawsze zależy od stanu skóry. 

Wiem też, że bardzo lubi pani pracę z laserami…

Pochwalę się – wiele rozdziałów w książkach dermatologicznych o laseroterapii jest mojego autorstwa! Jestem współautorką „Dermatologii estetycznej” i „Dermatochirurgii”, to bardzo ważne pozycje dla naszej specjalności. Do niedawna kiedy ktoś mnie pytał, czy w laserach dzieje się coś nowego, odpowiadałam, że raczej nie, bo technologie laserowe potrzebują czasu, by się rozwijać. Ostatnio jednak zmieniło się w tym zakresie bardzo dużo – na rynek weszły tzw. lasery szybkie (pikosekundowe). Proszę sobie wyobrazić, że impuls trwa tu bilionową część sekundy! Mamy więc bardzo krótki czas działania impulsu, a efekt terapeutyczny jest bardzo dobry. Wcześniej mówiło się, że zabiegi laserowe są bolesne, teraz nie trzeba się już tego obawiać. Powiem nawet odważnie, że według mnie to jest nowa era laseroterapii! Lasery pikosekundowe działają przede wszystkim naprawczo na strukturę skóry. Można wykorzystywać je w zabiegach estetycznych (na zmarszczki, przy utracie jędrności skóry), ale przede wszystkim do regeneracji cery po trądziku, zmniejszenia blizn i przebarwień potrądzikowych. 

A jak zapatruje się pani na tak popularne dziś zabiegi dermatologii estetycznej?

Uważam, że nie ma urody bez zdrowia, ale też dbając o zdrowie, nie powinniśmy zapominać o urodzie. W swojej praktyce od zawsze stawiam na tzw. naturalny look. Kobieta ma po zabiegach wyglądać lepiej, ale naturalnie – bez wielkich ust, zmrożonego czoła czy nienaturalnie wypełnionych policzków. Wie pani, co zawsze mówię swoim pacjentkom?

Jestem bardzo ciekawa!

Że takie kuracje są jak szykowanie się na wielkie wyjście. Najpierw pierzemy i prasujemy kreację, czyli oczyszczamy w odpowiedni sposób skórę i poprawiamy jej strukturę, np. wykonując zabiegi pielęgnacyjne lub laserowe. Dopiero kiedy zakładamy tak przygotowaną, gładką suknię, możemy przejść do wyboru biżuterii, czyli zabiegów dermatologii estetycznej. Przygotowuję autorskie programy zabiegowe, które mają określone etapy. U mnie pacjentka nie usłyszy, że najpierw zrobię jej ostrzykiwanie toksyną botulinową czy zastosuję inny wypełniacz, jeśli ma złej jakości skórę. W takich przypadkach jestem bezwzględna (śmiech). Zabiegi estetyczne to ostatni etap programu anti-­aging. Podczas konsultacji zawsze rozpisuję pacjentce plan – wyjaśniam, co kolejno powinnyśmy zrobić, a co zostawimy na sam koniec. Pacjentki przychodzą do mojego gabinetu, bo mają do mnie zaufanie i nie starają się wymuszać określonych zabiegów.

 

W dalszej części wywiadu pytamy dr Pytrus:

  • o granice rozsądku w poddawaniu się zabiegom estetycznym
  • jakie zmiany na przestrzeni lat zaszły  w dermatologii i podejściu do leczenia skóry
  • o czym będzie mówiła podczas kongresowego wykładu
To tylko fragment
Chcesz wiedzieć więcej?
Zaprenumeruj lub wykup dostępONLINE

LNE kupisz również w Empiku i salonach prasowych
SPRAWDŹ