Makijażysta wielowymiarowy

O zamiłowaniu do detalu, kreatywnym łączeniu tekstur, szukaniu inspiracji i o tym, dlaczego makijaże z Instagrama nie wyglądają dobrze w realu, rozmawiamy z Marcinem Szczepaniakiem, makijażystą i założycielem szkoły FACE ART w Krakowie.

LNE: Zacznijmy od samego początku… jak to się stało, że absolwent Wydziału Biologii Uniwersytetu Jagiellońskiego trafił do świata makijażu? 


Marcin Szczepaniak: Nauki przyrodnicze zawsze mnie fascynowały, jednak kończąc studia poczułem, że duszę się w środowisku naukowym. Jedną z nadrzędnych wartości, jakie cenię sobie w życiu, jest wolność. Makijażysta jest właśnie takim wolnym zawodem, ale nie od razu wiedziałem, że go wybiorę. Z ciekawości zapisałem się na wakacyjny kurs, a potem do rocznej szkoły wizażu. Kiedy pod koniec szkolnej edukacji posypały się zlecenia na makijaże okolicznościowe i propozycje współpracy przy sesjach zdjęciowych, zdałem sobie sprawę, że nowa pasja, w której się zanurzyłem, może być realnie moim zawodem. Nie odżegnuję się jednak od pracy naukowej, bo studia otworzyły mi oczy na procesy, które zachodzą w otaczającym nas świecie. Poza tym przyroda, jak często podkreślam, jest dla mnie niewyczerpanym źródłem inspiracji. 

Proszę powiedzieć nam więcej o swoich początkach w branży… 

Rynek był wtedy zupełnie inny. Początek XXI wieku otworzył możliwości, jakich wcześniej w Polsce nie było. Pojawienie się marek kosmetyków luksusowych i profesjonalnych, dynamicznie rozwijający się rynek modowy, otwieranie się polskich redakcji zagranicznych magazynów sprzyjało powstawaniu w Polsce nowych zawodów, takich jak wizażysta. Prawdę mówiąc nie lubię tego określenia, bo wydaje mi się zbyt egzaltowane.

Wolę miano „makijażysta”, które w moim odczuciu jest bardziej skonkretyzowane, ugruntowane, bardziej rzemieślnicze. A ja traktuję ten zawód bardziej jako rzemiosło niż artyzm. Zabawne, że na początku mojej kariery spotykałem się z pytaniami typu „To czym pan się tak właściwie zajmuje? Jest pan kosmetykiem?” (śmiech). 

 

W jednym z wywiadów wspominał pan, jak ogromne wrażenie zrobił na panu dyrektor artystyczny Lancome – Thibault Vabre. Jakie gwiazdy świata makijażu ceni pan najbardziej i dlaczego? 

Wiele lat temu wpadło mi w ręce polskie wydanie ELLE, do którego Thibault przygotowywał sesję okładkową. Poświęcono jej kilkanaście stron w magazynie. Nie mogłem się napatrzeć na makijaże, które wykonał. Niby takie proste, a jednak wystudiowane i perfekcyjne. Artykuł wzbogacony był zdjęciami backstage’owymi, na których było widać warsztat artysty, arsenał pędzli i kosmetyków. Jednak to, co najbardziej przykuło moją uwagę, to pasja i radość malujące się na twarzy makijażysty. Przemknęła mi wtedy przez głowę myśl, że też chciałbym się zająć tym zawodem.

Do tej pory Thibault Vabre jest dla mnie wzorem. Może też trochę z sentymentu (śmiech). Prawdę mówiąc, jestem całkowitym dyletantem w kwestii współczesnych makijażystów. Nie mam głowy do nazwisk i nawet niespecjalnie staram się je zapamiętać. Lubię prace osób, które są paralelne z moim poczuciem estetyki. Spośród makijażystów młodego pokolenia mogę wymienić Christiana Schilda. Cenię go za minimalizm, czystość pracy, precyzję. Podoba mi się też jego zabawa teksturami. 

Gdzie szuka pan inspiracji? Czy w instagramowym świecie „gdzie wszytko już było” łatwo o nowe pomysły? 

Jeśli miałbym wymieniać źródła inspiracji, to akurat Instagram znalazłby się na samym końcu. Niezwykle inspirują mnie ludzie z pasją, którzy pracują na 150 procent, nie odpuszczają, są wymagający głównie wobec siebie. Mają czasem swoje dziwactwa, ale uprawiają swój zawód z miłością i radością, która magnetyzuje. Jakiś czas temu znajoma pokazała mi prace japońskiej artystki i performerki Yayoi Kusamy, która swoją twórczość nazywa „sztuką obsesyjną”.

Tworzy barwne kolaże pokryte krzykliwymi wzorami. Sama jest nieco szalona (świadomie wybrała szpital psychiatryczny na swoje miejsce zamieszkania), ale w tym całym szaleństwie jest niezwykle twórcza, precyzyjna i konsekwentna. Bardzo sobie cenię te cechy na równi w ludziach i w sztuce!

Jaki jest pana ulubiony rodzaj makijażu? 


Od wielu lat niezmiennie cieszy mnie zabawa w łączenie różnych tekstur kosmetyków –  lubię je nakładać palcami, bo wtedy czuję bezpośredni kontakt z modelką i wydaje mi się, że mam wówczas większą kontrolę nad aplikacją produktu. Bardzo lubię tłuste tekstury i efekt „mokrej skóry”, jednak od jakiegoś czasu jestem też zakochany w podkładach mineralnych, które mimo że początkowo mogą sprawiać kłopoty z aplikacją, są zdrowe i dają supernaturalny efekt wykończeniowy.

A jakie błędy w makijażu najczęściej pan dostrzega?


W makijażu codziennym lubię minimalizm i naturalne piękno. Nie mogę więc pojąć, dlaczego dziewczyny tak bezkrytycznie kopiują tzw. instalook w codziennym makijażu. I to najczęściej te bardzo młode, które na co dzień nie potrzebują grubej warstwy tzw. „double weara” ani tego nieszczęsnego konturowania, ani graficznych brwi wyrysowanych do połowy czoła. Nie lubię też zagęszczanych rzęs. Bardzo często wyglądają sztucznie i wręcz groteskowo. W ogóle jest ostatnio jakiś boom na wizerunek à la drag queen. Nie lubię tego.

Dużą uwagę przywiązuje pan do detalu – czy w branży, gdzie tak powszechny jest Photoshop, to konieczne, czy jest pan perfekcjonistą?


Uważam, że w dobie zalewu bylejakością i półśrodkami dbałość o detal powinna dominować w każdej dziedzinie życia. Tak samo w makijażu. Dążąc do perfekcji, powinniśmy zapomnieć o Photoshopie. Oczywiście, pracując na sesji zdjęciowej warto mieć świadomość, że makijaż zmienia się w zależności od kondycji skóry, temperatury otoczenia czy upływu czasu i poprawki w postprodukcji są nieuniknione. Zwłaszcza jeśli chodzi o poprawę nasycenia kolorów, które aparat zwykle uśrednia. Jednak absolutnie nie można podchodzić do pracy z założeniem: „to się wyklika”. Z drugiej strony perfekcjonizm rodzi obawę, że będziemy zbyt samokrytyczni. Trzeba to wszystko wyważyć, bo czasem lepsze jest wrogiem dobrego.

Otworzył pan własną szkołę makijażu FACE ART – proszę nam o niej więcej opowiedzieć… 

Otwarcie własnej szkoły makijażu było dla mnie naturalnym etapem w procesie rozwoju. Decyzja dojrzewała we mnie długo i wymagała przemyślenia każdego detalu, począwszy od  wymyślenia logotypu i  stworzenia innowacyjnego programu, po znalezienie właściwego lokalu czy zakup kosmetyków. Była to też kwestia ambicji, marzeń i potrzeby zmierzenia się z nową rolą w życiu. Nie chciałem tworzyć kolejnej szkoły wizażu i stylizacji z powtarzalnym wszędzie programem. Zabrzmi to górnolotnie, ale swoją szkołę traktuję jak misję, w której najważniejszy jest drugi człowiek. Dlatego mamy małe, kameralne grupy, a w programie zajęć stawiamy na świeżość, kreatywność, ale też solidne rzemiosło.

Każdy zaproszony do współpracy wykładowca jest specjalistą w swojej dziedzinie. Dzięki temu nasi słuchacze mają okazję poznać różne techniki pracy i oprócz klasycznego makijażu mogą zmierzyć się z artystycznymi wyzwaniami, jak na przykład face painting czy air brush. Zależało mi na takiej właśnie różnorodności, aby nasi studenci byli w pełni przygotowani do pracy z wymagającym klientem. Kształcimy w zawodzie wizażysta w dwóch trybach – dziennym i zaocznym. W ofercie mamy też szereg kursów uzupełniających dla osób, które już pracują.

Dla początkujących mamy trzy kursy: tygodniową Szkołę makijażu, trzymiesięczny Intensywny kurs makijażu oraz Indywidualny kurs makijażu. Każdy więc może wybrać dla siebie najbardziej dogodne rozwiązanie. Na wiosnę planujemy ruszyć z intensywnym, trzymiesięcznym kursem charakteryzacji modowej. Kurs ten będzie świetną okazją dla makijażystów, którzy chcą podnieść swoje kwalifikacje o nowoczesne techniki charakteryzatorskie, stosowane często na sesjach zdjęciowych czy planach teledysków. Zachęcam do odwiedzenia szkolnej strony www.faceart.pl – już wkrótce pojawią się tam informacje o planowanych kursach.

Makijażysta to piękny zawód, ale też ciężka praca – proszę opowiedzieć nam o swoich najlepszych i najsłabszych momentach w karierze… 


Zawód makijażysty daje dużo satysfakcji, wolności i swobody. Jednak jest dość często obciążający zarówno psychicznie, jak i fizycznie – kiedy pracujesz przy projekcie, na którym jesteś maksymalnie skoncentrowany, albo wykonujesz makijaż dla klientki indywidualnej i musisz radzić sobie z presją czasu i ogromem stresu. W moim przypadku to obciążenie jest podwójne, bo oprócz działań artystycznych mam na głowie mnóstwo spraw związanych z organizacją pracy w szkole. Czasem te sprawy trzeba załatwiać od razu i taka kumulacja problemów powoduje zdenerwowanie, stres. Ja niestety swoje napięcia i przemęczenie odreagowuję w domu. Paskudna to cecha i ciągle pracuję nad tym, żeby ją w sobie wyplenić, bo kiedy jestem przytłoczony nadmiarem obowiązków, potrafię być naprawdę niemiły. Cierpią z tego powodu moi najbliżsi, których chciałbym teraz serdecznie i oficjalnie przeprosić za to, że czasem jestem nieznośny!

Pracuje pan przy różnych projektach – sesjach dla magazynów, jako wykładowca zawodu czy makijażysta na planach programów telewizyjnych (np. Top Model). Jaki rodzaj pracy lubi pan najbardziej? 

Zawód makijażysty jest wielowymiarowy. Daje możliwość udziału w rozmaitych projektach, często wiąże się z ciekawymi wyjazdami. To, co również cenię sobie w tym zawodzie, to poznawanie różnych ludzi. Dlatego oprócz pracy na sesjach zdjęciowych tak bardzo lubię uczyć.

Wspaniale jest obserwować rozwój moich studentów i absolwentów. To ciągła wymiana energii. Natomiast moim konikiem są sesje beauty, gdzie liczy się każdy detal i gdzie sam mogę decydować o efekcie końcowym. To chyba wynika też z mojego charakteru – lubię mieć wszystko pod kontrolą (śmiech).

Trzy najważniejsze cechy makijażysty to… 


Determinacja, kreatywność i otwarty umysł. Dodałbym jeszcze kulturę osobistą, której ostatnio niestety nam często brakuje…

Będzie pan gościem sesji make-up podczas 36. Kongresu LNE – co pokaże pan uczestnikom? 

Na pokazie chciałbym zaprezentować techniki z użyciem tłustych tekstur kosmetyków, efekt mokrej skóry i dekonstrukcję w makijażu beauty z użyciem tłustych farb, co może być ciekawe dla osób nastawionych na pracę przy sesjach beauty. To są nowoczesne techniki i myślę, że mogą się spodobać!

 

Już nie możemy się doczekać!

To tylko fragment
Chcesz wiedzieć więcej?
Zaprenumeruj lub wykup dostępONLINE

LNE kupisz również w Empiku i salonach prasowych
SPRAWDŹ