Makijażowa rewolucja

Co nowego słychać w świecie makijażu? O tym, co będzie modne w nadchodzących miesiącach, o zmianach w podejściu do trendów i wielkim powrocie pielęgnacji, rozmawiamy z Sergiuszem Osmańskim.

 

LNE: Jakie trendy w makijażu będą na topie w sezonie jesień-zima?

Sergiusz Osmański: Będzie ich kilka, ale zacząłbym od tego najważniejszego – to tzw. bold lips, czyli wyraziste usta. Ten trend jest odpowiedzią na to, że coraz rzadziej zasłaniamy twarz maską ochronną. Wszyscy nagle przypomnieli sobie o ustach (śmiech). Ale mówiąc poważnie, przez ostatnie miesiące zatęskniliśmy za kolorowymi pomadkami i błyszczykami.

Na najważniejszych pokazach mody na ten sezon ta tendencja została pokazana w – powiedziałbym – ekstremalny sposób, jak ponad dekadę temu u Alexandra McQueena. Wizażyści wyjeżdżali konturówką nawet 3–4 milimetry poza naturalną czerwień warg, więc usta wyglądały wręcz jak naklejane. Oczywiście nie będziemy się tak malować na co dzień (choć spodziewam się tysięcy zdjęć w tym stylu na Instagramie), ale to był wyraźny komunikat: „Przypomnijmy sobie o malowaniu ust”. 

 

Czy modne są jakieś określone kolory?

Wyłącznie klasyka! Mamy więc całą gamę odcieni nude, ale bardziej w kolorach różu niż modnego w ostatnich sezonach ciepłego beżu, który przypominał wręcz korektor. No i oczywiście czerwienie – od tych jasnych i jaskrawych, poprzez stonowane, klasyczne, aż do najciemniejszych. Odchodzimy od mody w stylu lat dziewięćdziesiątych, czyli podkreślonego konturu. W tym sezonie tego nie ma. Jeśli używamy konturówki, ma ona być w dokładnie tym samym kolorze co szminka i służyć głównie do zatrzymania pigmentu. Efekt 3D jest już passé. Co ciekawe, nie ma jednego trendu, jeśli chodzi o efekt wykończenia – dozwolone są wszystkie. Od w 100% szorstkiego matu do totalnie cieknących, szklistych od błyszczyka ust. To daje spore pole do eksperymentów. 

 

Drugą ważną tendencją jest łączenie pielęgnacji z make-upem. To widać także w branży profesjonalnej…

Tak, nazywamy ten trend „jeszcze więcej nawilżenia”! Osobiście uważam go za udoskonaloną wersją make up no make up. Tutaj najważniejsze jest bardzo intensywne nawilżenie skóry i w tym celu stosuje się całą gamę różnorodnych produktów. Efekt, który mamy osiągnąć, to cera, która wygląda na miękką, wręcz lekko napompowaną. Skóra jest lśniąca, ma lekki glow, a makijaż wykonany jest w odcieniach nude z lekko różowym połyskiem. Dzięki temu twarz wygląda świeżo i naturalnie.

Ten trend widzimy w produktach. Coraz więcej na rynku jest preparatów łączących lekki kolor z pielęgnacją. W takich kosmetykach jest też sporo nowych, skutecznych składników, np. probiotycznych. Można powiedzieć, że barwa jest tu na drugim planie. Pigmenty lekko wyrównują karnację, kamuflują niedoskonałości, ale nie zapewniają ciężkiego, wyraźnego krycia. 

 

A co z makijażem oczu?

Mamy w tym zakresie dwa trendy. Pierwszy to akcent na rzęsy. Nie jest to jednak moda à la lata sześćdziesiąte i Twiggy. To bardziej tzw. heroinowy look w stylu Kate Moss z lat dziewięćdziesiątych. Mocno wytuszowane górne i dolne rzęsy, a do tego obrys konturu oka miękką, ciemną kredką, która pod wpływem ciepłoty ciała może się nawet lekko rozmazywać. Zerknijcie na teledysk Chrisa Isaaka „Wicked game” z Heleną Christiansen – to właśnie taki makijaż! Podkład jest praktycznie niewidoczny, brak tu szminki czy rozświetlacza, co stanowi wyraźny kontrast dla mocno podkreślonych oczu. Wygląda to trochę tak, jakbyś wróciła nad ranem do domu po długiej imprezie (śmiech). Ten trend z pewnością podchwycą dziewczyny, które z racji wieku nie pamiętają tamtych lat, bo niestety taki make-up wymaga nieskazitelnej okolicy oka. W przeciwnym razie będzie po prostu postarzał.

To tylko fragment
Chcesz wiedzieć więcej?
Zaprenumeruj lub wykup dostępONLINE

LNE kupisz również w Empiku i salonach prasowych
SPRAWDŹ