Nie możemy zmarnować tej szansy

W poprzednich wydaniach LNE na temat statusu zawodu kosmetologa wypowiadały się specjalistki, od lat działające na rzecz tej profesji. Tym razem o swoich oczekiwaniach i obawach mówią przedstawicielki pokolenia, które dopiero zaczyna swoją zawodową drogę – Dominika Siwiec i Natalia Jończyk. 

 

LNE: Dlaczego wybrałyście studia kosmetologiczne?

Dominika Siwiec: Zawsze postrzegałam kosmetologię, mimo że prawnie nie jest tak usytuowana, jako jeden z kierunków medycznych. Od liceum interesowała mnie medycyna, praca z ciałem, działania prozdrowotne, jednak zawód lekarza wydawał mi się wtedy zbyt dużym wyzwaniem. 

Natalia Jończyk: Ja początkowo myślałam o studiowaniu medycyny. W liceum ciężko na to pracowałam, biologia była moją pasją. Ale później pomyślałam, że chcę to połączyć z zamiłowaniem do pielęgnacji. I podobnie jak Dominika dostrzegłam, że kosmetologia jest bliska medycynie. Zwłaszcza jeśli studiuje się na uczelni medycznej. 

 

Jak uczelnia przedstawia wam zawód kosmetologa, perspektywy pracy? Czy wykładowcy mówią, że należy go postrzegać jako zawód medyczny, czy to tylko wasza interpretacja?

D.S. Tu jest pewien paradoks – zaczynamy naukę od przedmiotów ściśle związanych z medycyną, jak anatomia, histologia czy patofizjologia, natomiast w trakcie studiów rzeczywistość jest weryfikowana. 

Mimo że zdobywamy bardzo rzetelną medyczną wiedzę, to okazuje się, że istnieją niezrozumiałe ograniczenia dotyczące zakresu naszej pracy i wykonywanych zabiegów – chociażby iniekcyjnych.

N.J. Mamy na ten temat czysto teoretyczne wykłady. Ale ponieważ w tej chwili możliwość wykonywania wielu zabiegów nie jest prawnie uregulowana, to nie ma ćwiczeń praktycznych. 

 

Czyli macie świadomość, że status zawodu, który chcecie wykonywać, nie jest do końca jasny?

D.S., N.J. Tak, oczywiście.

 

Jakie w takim razie są wasze oczekiwania związane np. z ewentualnym uchwaleniem ustawy o zawodzie kosmetologa czy z wprowadzeniem innych regulacji?

N.J. Mam ogromną nadzieję, że nasz zawód zostanie włączony do zawodów medycznych – nie chciałabym być porównywana do osób po krótkich szkoleniach czy dwuletniej szkole kosmetycznej. Mamy po prostu inny zakres umiejętności. Studia kosmetologiczne to pięć lat często ciężkiej pracy, a wiele z nas chce się dodatkowo rozwijać. Powinniśmy mieć możliwość wykorzystania tej wiedzy w codziennej praktyce.

 

Wy akurat jesteście bardzo zaangażowane, ale jaka jest powszechna świadomość problemów związanych z wykonywaniem zawodu kosmetologa wśród studentek?

N.J. W przypadku mojego rocznika bardzo wiele osób zna te problemy i stara się działać – mają profile na Instagramie, gdzie np. próbują szerzyć wiedzę na temat różnic między kosmetyczką a kosmetologiem. Działałyśmy prężnie ze zbieraniem podpisów pod petycją dotyczącą zagrożeń dla środowiska kosmetologicznego, związanych z wprowadzeniem ustawy o wyrobach medycznych. Petycja była rozpowszechniana m.in. przez grupy studenckie. 

Wiele z nas podczas ostatnich lat studiów pracuje w gabinetach, gdzie staramy się uświadamiać klientki o różnicy między kosmetyczką a kosmetologiem. Kiedy np. klientka odbiera telefon i mówi „Nie mogę rozmawiać, jestem u kosmetyczki”, wyjaśniamy, dlaczego forma, której użyła, jest niepoprawna. Po studiach niektóre z nas na fartuszkach przypinają sobie plakietkę z nazwiskiem i tytułem „mgr kosmetologii”, żeby nie było wątpliwości.

D.S. Podkreślamy to, bo brak świadomości na temat zróżnicowania obu zawodów jest wśród klientów powszechny.

Od końca studiów licencjackich należałam do uczelnianej komisji ds. kształcenia i pracy nad programem nauczania. Zależało nam na poprawie jakości programu, który nie był zmieniany od wielu lat. Starałyśmy się głównie porozumieć z Katedrą Dermatologii, bo nie chcemy, żeby lekarze traktowali kosmetologów jako zawodową konkurencję. Kosmetologom zależy na kooperacji – mamy czas i możliwości, żeby u naszych pacjentów zauważyć problemy skórne, z którymi odsyłamy wyżej, właśnie do lekarzy. Nie zamierzamy leczyć farmakologicznie, bo wykracza to poza nasze zawodowe kompetencje. Staramy się udowodnić, że współpraca między kosmetologiem a lekarzem przynosi najlepsze efekty terapeutyczne, że to myślenie przyszłościowe. Zależy nam na poszanowaniu naszego zawodu, którego lekceważenie wiąże się m.in. z tym, że nie jest on medyczny. To można czasami odczuć na uczelni, ale też w pracy – w gabinetach, gdzie mamy do czynienia z lekarzami medycyny estetycznej. 

N.J. Chcemy, żeby środowisko lekarskie dostrzegło, że nie zamierzamy z nim konkurować, ale współpracować. Ja np. nie uważam, że w zakresie moich kompetencji leży stosowanie wypełniaczy czy botoksu.

 

 

Kosmetolog domaga się pewnych praw, ale musi mieć świadomość, że idą za tym określone obowiązki.

 

 

Czy to powszechna postawa wśród studentów?

N.J. Dyskutowaliśmy na ten temat podczas zajęć. Większość osób na moim roku uważa jednak, że nie powinniśmy wykonywać inwazyjnych zabiegów z użyciem wypełniaczy czy nici. Jesteśmy natomiast za tym, żeby w zakresie naszych zawodowych możliwości zostały mezoterapia igłowa, mikroigłowa, RF, lasery frakcyjne. To jest to, co powinno nas odróżniać od kosmetyczek i być nieodłącznym elementem naszej pracy. Jesteśmy do tego przygotowane po uczelni, którą kończymy, i nie wyobrażam sobie pracy kosmetologa bez tych narzędzi. Nie mogę się zgodzić na to, żeby po pięciu latach studiów zajmować się wyłącznie białą kosmetyką, która jednak ma swoje ograniczenia. Do osiągnięcia pewnych efektów potrzebny jest sprzęt, a my mamy kompetencje, żeby go używać. W każdym razie na pewno po studiach na uczelniach medycznych, gdzie uczy się nas ogromnego szacunku do ludzkiego organizmu.

Ale trzeba też pamiętać, że do bardzo wielu problematycznych produktów jest łatwy dostęp. Często ich zakup nie jest obwarowany żadnymi ograniczeniami – wystarczy przez stronę internetową złożyć zamówienie, nie podając żadnych danych oprócz tego, gdzie dostarczyć paczkę. Z mojego punktu widzenia ograniczenie dostępu do określonych produktów tylko dla osób o odpowiednich kwalifikacjach miałoby same zalety: wiązałoby się z zapewnieniem bezpieczeństwa klientom i zmniejszyłoby ryzyko złej sławy kosmetologów, bo często podają się za nich osoby, które takiego tytułu nie powinny używać.

 

Czy dobrym rozwiązaniem byłaby propozycja, że jeśli ktoś chce się zajmować bardziej inwazyjnymi technikami, to np. powinien poddać się państwowemu egzaminowi?

N.J. Kiedy pytałam o to moje koleżanki, każda z nich uważała, że to bardzo dobry pomysł. Po pierwsze egzamin państwowy na koniec studiów magisterskich, a dla osób, które chciałyby wykonywać procedury bardziej inwazyjne, dodatkowo np. roczna szkoła podyplomowa, również zakończona egzaminem.

D.S. Myślę, że studenci powinni mieć świadomość, że jeżeli chcemy walczyć o to, żeby należeć do grupy zawodów medycznych, to po prostu musimy do sprawy podejść poważnie. Taka roczna szkoła byłaby dobrym rozwiązaniem dla tych, którzy chcą rozszerzać zakres swoich kompetencji. Kosmetolog domaga się pewnych praw, ale musi mieć świadomość, że idą za tym określone obowiązki.

Uważam też, że lekarze, którzy chcą wykonywać pewne zabiegi z zakresu kosmetologii, również powinni przechodzić odpowiednie szkolenia i kończyć podyplomowe szkoły, bo oni także nie poznają tych procedur w czasie studiów.

 

Podczas uroczystości wręczenia dyplomów absolwenci wszystkich kierunków Wydziału Farmacji UMED – farmaceuci, analitycy medyczni i kosmetolodzy – składali przyrzeczenie, w którym mowa m.in. o „etosie zawodowym”. Co rozumiecie przez etos zawodu kosmetologa?

D.S. Dla mnie podstawą etosu jest sentencja powtarzana też na studiach lekarskich „Po pierwsze: nie szkodzić”. Każdy kosmetolog powinien mieć świadomość tego, co może wykonywać, w pełni wykorzystując wiedzę, którą posiada, i działając bezpiecznie dla pacjenta. 

N.J. Tutaj też ważne jest odróżnienie kosmetologii od kosmetyki – klient powinien czuć, że ma kontakt z odpowiednio wykształconą osobą, która wie, co robi. 

Powinniśmy też działać w szerszym zakresie niż tylko dążenie do likwidowania zmian na skórze. Ważne jest przeprowadzenie rozległej konsultacji. Szukanie, co nieprawidłowo funkcjonuje w organizmie, a nie jedynie koncentrowanie się na skórze – to przecież największy organ ciała, na którym manifestują się zaburzenia innych organów. I znowu wracamy do tematu współpracy z lekarzami różnych specjalizacji. 

 

Tej świadomości dotyczącej wnikliwego szukania przyczyn nabieracie dzięki studiom i szerokiemu zakresowi programu nauczania?

N.J. W dużej mierze tak, ale ogromne znaczenie ma też praca własna. Program studiów ma swoje ograniczenia. To, czego na pewno potrzebujemy, to więcej zajęć klinicznych. Jeśli wreszcie uda się opracować wspólny dla wszystkich uczelni program nauczania kosmetologii, to postulujemy, żeby znalazło się w nim dużo, dużo zajęć klinicznych. Żeby można było oglądać jak najwięcej typów skóry osób w różnym wieku. Nie tylko swoich koleżanek z roku.

D.S. Można np. zapraszać do współpracy osoby, które będą chciały poddać się bezpłatnej konsultacji kosmetologicznej. Powinniśmy być przygotowani do kontaktu ze skórą osób w różnym wieku i o zróżnicowanych problemach. Brakuje też obserwacji skóry dotkniętej chorobami, np. onkologicznymi – to przecież do nas często trafiają osoby ze zmianami skórnymi, w przypadku których postawienie właściwej diagnozy i czas działania mają kluczowe znaczenie. Po raz kolejny powtórzę, że nie próbujemy leczyć, ale musimy umieć dostrzegać zmiany, żeby skierować pacjenta w odpowiednie ręce. 

 

 

Do osiągnięcia pewnych efektów potrzebny jest sprzęt, a my mamy kompetencje, żeby go używać. Podczas studiów na uczelniach medycznych uczy się nas ogromnego szacunku do ludzkiego organizmu. 

 

 

Czy zamierzacie się angażować w działania na rzecz środowiska kosmetologów również w waszym dojrzałym zawodowym życiu, które rozpoczynacie?

N.J. Ja na pewno. Bardzo przykre dla mnie jest to, że nasze środowisko nie do końca jest jednogłośne. Marzę o tym, żebyśmy byli tak zwarci jak lekarze. Jeśli będziemy szanować siebie nawzajem, to inni też zaczną nas szanować. 

D.S. Zaangażowanie jest istotne, bo stawką jest pozycja naszego zawodu. Walczymy o wspólne zasady i przyszłość. Ważne, by działać i po latach nie żałować, że zmarnowaliśmy szansę. 

N.J. Będziemy dążyć do tego, żeby kosmetologia była zawodem medycznym. Mamy przecież odpowiednie kompetencje, dlatego wierzymy, że to możliwe.

 

Rozmawiała Grażyna Jabłońska 

To tylko fragment
Chcesz wiedzieć więcej?
Zaprenumeruj lub wykup dostępONLINE

LNE kupisz również w Empiku i salonach prasowych
SPRAWDŹ