To zabieg dla klientek, które chcą zwiększyć objętość ust, ujędrnić okolice kości policzkowych, spłycić zmarszczki lub wypełnić blizny potrądzikowe bez wstrzykiwania wypełniaczy.
LNE: Nie są już nowością, ale stały się jednym z ulubionych zabiegów klientek w różnym wieku, dlaczego?
Agnieszka Bujnowska: Dzięki niciom autologicznym stymulujemy skórę, zagęszczając ją w taki sposób, że kolagen i elastyna układają się wektorowo, co skutkuje odpowiednim napięciem tkanek. Ten „mikroprzeszczep” włókien kolagenowych odbywa się dzięki trakcji przez specjalne, cienkie igły, podobne do tych używanych w akupunkturze, przez którą płynie prąd z możliwością modyfikacji podstawowych parametrów – modulacji szerokości impulsu i częstotliwości jego powtarzania.
Czy klientka nie czuje dyskomfortu, czy ją to boli?
Nie, praktycznie nic nie czuje, no może z wyjątkiem szczególnie wrażliwych okolic ust lub zatok. Impulsy te, wzmocnione wzajemnym oddziaływaniem, są dostosowane do natężenia prądu, którego nie odczuwamy.
I co konkretnie dzieje się w skórze?
Pod wpływem prądu elastyczne włókna skóry właściwej lekko wysuszają się, można powiedzieć, że zaczepiają się o igłę i wiążą razem, zwijając w kształt wrzeciona z autologicznego materiału. Tak powstała śródskórna struktura jest idealnym i naturalnym rusztowaniem podtrzymującym i wypełniającym tkanki.
Czy dlatego technika ta jest obecnie uznawana za efektywniejszą nawet od mikronakłuwania?
Tak, bo działa selektywnie na określone wektory trakcyjne. Głównie dzięki synergicznemu działaniu mikroprądów, które jest kluczowe dla szybkiej i trwałej bioregeneracji tkanki.
Włókna kolagenowe dzięki powłoce z proteoglikanów i glukozaminoglikanów mają właściwości biosensorów i bioprzewodników.
Na czym polegają te właściwości?
Względne ładunki elektryczne prowadzą do większej zdolności wiązania wody i wymiany jonów, a tym samym większej pojemności elektrycznej. Prądy kształtowania igły oddziałujące z włóknami wytwarzają mechaniczne sprzężenie igła – włókno, które umożliwia igle zaczepienie włókien.
Czy jest na to jakiś dowód?
Tak, bo sama igła wbita w tkankę nie jest w stanie zaczepić włókien, jeśli nie jest pod wpływem prądów. Każda siła mechaniczna, która może wywołać odkształcenie strukturalne (tu: igła, która jest wbijana w tkankę), obciąża wiązania między cząsteczkami, powodując niewielki przepływ elektryczny lub prąd piezoelektryczny. W takich przypadkach włókna kolagenowe rozkładają ładunki dodatnie na swojej powierzchni wypukłej, a ujemne na wklęsłej. Można powiedzieć, że przekształcają się w ten sposób w półprzewodniki.
Zdolność rezonansowa jest wspólna dla wszystkich struktur peptydowych, prawda?
Tak, a naukowo rzecz ujmując – niska stała dielektryczna macierzy zewnątrzkomórkowej i płynów śródmiąższowych ułatwia przekazywanie sygnałów elektromagnetycznych wysyłanych przez nici autologiczne.
Muszę zgłębić ten proces. Czy możemy to jakoś obrazowo, ale i naukowo opisać?
Chodzi nam o indukowanie kolagenu, dzięki elektryczno-piezoelektrycznej interakcji igła – włókno, która powoduje niezbędne sprzężenie mechaniczne.
Podczas rotacji włókna są naprężone w kierunku stycznym poprzez obrót igły, co skutkuje samoczynnym przeszczepem dzięki kształtowaniu i przemieszczaniu się włókna, rozkładanym równomiernie z igły dzięki wibracjom.
Działa też tu tak zwana fala prostokątna. To specyficzny prąd, który ma odpowiedź komórkową na zmianę potencjału błony o kształcie fali prostokątnej. Ten typ biernej odpowiedzi, która zmniejsza się w miarę oddalania się od punktu pochodzenia, charakteryzuje szczególną klasę komórek, nam chodzi w tym momencie o fibroblasty. Do tego sprowadza się głównie działanie nici autologicznych – wspomagamy fibrobrasty w sprawnym namnażaniu kolagenu wysokiej jakości.
Jakim klientkom polecasz zastosowanie nici autologicznych?
Prawie wszystkim, u których nie widzę przeciwwskazań. Klientki boją się nici PDO i na sam dźwięk słowa „nici”, zanim dopowiem, o jakie chodzi, są na nie. Dopiero jak wyjaśniam, o który konkretnie zabieg chodzi, że tu żadnych haczyków ani podciągania nie ma – widzę ulgę i zainteresowanie. Mało tego, że zainteresowanie, to jeszcze autentycznie przysyłają koleżanki. Nici autologiczne dają widoczny efekt.
To co konkretnie ja mogę sobie poprawić tymi nićmi?
Przede wszystkim owal twarzy, gdy pojawiają ci się znów znienawidzone „chomiczki”.
Ja uważam, że nowoczesna kosmetologia powinna bazować na biostymulacji własnej skóry, póki się da – do naprawiania skutków upływu czasu. Wtedy nie ma efektu sztuczności, w ogóle nie widać, że „coś było majstrowane” a rezultat jest. Nikt ci nie powie: „Ooo, coś sobie chyba poprawiłaś”, tylko raczej: „Ooo, jak ładnie wyglądasz, młodniejesz!”
Dlaczego?
Bo po niciach autologicznych, jeśli zrobisz serię zabiegową i upłynie trochę czasu, żeby skóra się zrewitalizowała, masz widocznie lepsze rysy, twarz ci nie opada, możesz zredukować drugi podbródek i „chomiczki”, spłycasz zmarszczki mimiczne, i te w okolicach ust, zwane zabawnie przez moje koleżanki po fachu – kodem kreskowym (śmiech). Miałabyś zdrowszy, świeższy koloryt skóry, cerę ładnie napiętą, można by ci zrewitalizować wargi i lekko, subtelnie powiększyć usta. Wiele klientek przychodzi na nici, jak ja to mówię, dla kosmetologii ratunkowej, czyli po niwelowanie blizn i rozstępów. To dopiero są efekty po latach ukrywania tych niedoskonałości.
Mówiłaś o przeciwwskazaniach, komu więc takich nici nie zrobisz?
Na pewno nikomu z niedoleczoną infekcją, nawet świeżo po chorobie wirusowej czy bakteryjnej. Warto być w pełni sił i w dobrej kondycji, aby skóra naprawdę skorzystała. Musi mieć siłę do regeneracji, wykluczone są więc stany zapalne czy atopowe.
Pytam też o metalowe implanty w miejscu wykonywanego zabiegu oraz o licówki zębowe. Akurat one same nie są przeciwwskazaniem, ale klientki odczuwają niemiłe ukłucia w skórze w okolicy ust, jeśli mają implanty zębowe lub licówki, więc uprzedzam, bo normalnie zabieg nie boli wcale.
Natomiast absolutnymi przeciwwskazaniami są choroba nowotworowa i okres do pięciu lat od jej przebycia, rozrusznik serca, no i tradycyjnie – ciąża oraz okres laktacji.
Jak często należałoby wykonywać takie zabiegi, aby efekt się utrzymał, no i ile?
Z mojego doświadczenia wynika, że do dwóch lat spokojnie. A najefektywniejsza jest seria czerech, maksymalnie sześciu zabiegów, co miesiąc. Pierwszym etapem jest analiza skóry, zaplanowanie, co robimy i gdzie, bo nie tylko twarz czy dekolt wchodzą w grę. Następnie na miejsce poddane zabiegowi nakładam krem znieczulający, aby nie było niemiłego uczucia (a jest to jedynie podświadomy lęk przed igłami). I działamy.
Nie ma śladów?
Nic a nic, można iść prosto na bal. A poważnie, to może wystąpić zaczerwienienie, czasami obrzęk, ale znika po maksymalnie czterech dniach.
Rozmawiała Agnieszka Keller
Chcesz wiedzieć więcej?Zaprenumeruj lub wykup dostępONLINE
LNE kupisz również w Empiku i salonach prasowych
SPRAWDŹ