Supermoce po fermencie

Producenci kosmetyków często deklarują, że ich preparaty wspomagają naturalną mikroflorę skóry. Które składniki mają takie działanie i czy ten trend ma przyszłość – zdradza nam Magdalena Kaczanowicz, technolog, autorka bloga racjapielegnacja.pl.

 

LNE: W branży beauty pojawia się coraz więcej nowych składników. Słyszymy już nie tylko o probiotykach, lecz także o pre-, post- i synbiotykach…

Magdalena Kaczanowicz: Rzeczywiście jest tego bardzo dużo i nawet ja jako technolog czasem czuję się nieco zagubiona. Na przykład dziś rano dostałam kolejny mail z informacją o nowym ekstrakcie o właściwościach prebiotycznych. Tego rodzaju składniki są modne już od jakiegoś czasu, jednak ten kierunek wciąż się rozwija i wydaje mi się, że przed nami kilka lat ważnych badań i innowacji w tym zakresie. 

 

Zacznijmy więc od prebiotyków. Czym one są?

Mówiąc obrazowo, to pokarm dla dobrych bakterii bytujących na naszej skórze. To substancje odżywcze – mikroorganizmy rozdrobnione na małe cząstki, elementy jadalnych części roślin – najczęściej pozyskiwane ze szparagów, fasoli, cykorii i karczochów – czy laktozy. Zaspokajają wszelkie potrzeby flory bakteryjnej, aktywizując ją do pracy i utrzymania równowagi. Nie musimy jednak obawiać się, że tymi składnikami odżywimy także szkodliwe mikroorganizmy. Na szczęście to tak nie działa. 

Od lat stosowaliśmy substancje odżywiające mikrobiom skóry, nawet o tym nie wiedząc. Wykorzystywana w kosmetykach jako składnik nawilżający glukoza – a także inne cukry – mają właśnie takie właściwości. Podobnie działa jeden z lepiej przebadanych oligosacharydów – alfa-glukan, czy pozyskiwana z cykorii inulina. Ciekawym prebiotykiem jest też tzw. lewan, polisacharyd, który jest naszym rodzimym wynalazkiem, badanym przez polską firmę. Mechanizm działania prebiotyków jest cały czas przedmiotem analiz. 

 

Najlepiej znamy chyba probiotyki?

O tych składnikach usłyszeliśmy w pierwszej kolejności, a wszystko zaczęło się od badań nad florą jelitową. Z czasem okazało się, że jest ona połączona także z tą skórną. Po tym, jak świat naukowy zafascynował ich wpływ na układ pokarmowy, badacze zaczęli przyglądać się, jak oddziałują na cerę. 

Wiemy od dawna, że występują na niej dobre bakterie oraz patogenne mikroorganizmy, które mogą zaburzać jej funkcjonowanie. W stanie równowagi wszystko jest w porządku, ale pod wpływem różnych czynników – na przykład zanieczyszczeń środowiska, niezdrowego stylu życia – dochodzi do zaburzeń równowagi mikrobiologicznej skóry i szkodliwe patogeny mogą powodować różne problemy, w tym trądzik. 

Probiotyki, jako szczepy dobrych bakterii, które stymulują odbudowę płaszcza hydrolipidowego i naturalnej bariery ochronnej skóry, pomagają utrzymać równowagę flory bakteryjnej i odpowiedni kwasowy odczyn pH oraz aktywizują mikrobiom na powierzchni naskórka, aby stał się nieprzepuszczalną tarczą dla patogennych drobnoustrojów. W kosmetykach te substancje mogą być żywe lub uśpione.

 

 

Największą „konkurencją” dla pre- i probiotyków są konserwanty, ponieważ ich naturalną rolą jest zabijanie wszelkich mikroorganizmów. A my przecież chcemy, aby w preparacie znalazły się bakterie, i to żywe.

 

 

Do tej pory często słyszeliśmy, że aby probiotyki działały, muszą być żywe.

To nieprawda. Pamiętajmy też, że każdy z nas ma indywidualną charakterystykę skórną. Na powierzchni skóry działają różne enzymy, które są jednym z mechanizmów sprawiających, że określone składniki zaczynają działać. Ja nazywam probiotyki składnikami inteligentnymi, bo sprawdzają się przy każdym rodzaju cery. Niejako rozpoznają problemy czy zaburzenia mikroflory i zaczynają działać tam, gdzie potrzebuje ona wsparcia. 

Uśpione probiotyki są aktywowane przez różnego rodzaju reakcje biochemiczne. Każdy ze szczepów stosowanych w kosmetykach – w zależności od producenta czy rodzaju bakterii – działa na poziomie różnych mechanizmów. Te składniki są dobierane na podstawie problemów, które mogą pojawić się na skórze, i dostarczają jej „dobrych wojowników”, którzy zwalczają niepożądane objawy. Pielęgnacja kosmetykami z dodatkiem probiotyków sprawdzi się w przypadku każdej cery, w tym trądzikowej, przesuszonej, tłustej, atopowej czy z rosaceą. Nie zapominajmy też o wrażliwcach – to także świetne składniki dla cery nadreaktywnej. 

 

Czy pre- i probiotyki „nie lubią się” z jakimiś substancjami? 

Praca nad formułami przyjaznymi mikroflorze skóry jest bardzo wymagająca. Kiedy opracowuję taki preparat, zawsze dbam o to, aby był przebadany pod kątem efektywności oddziaływania na mikrobiom. Największą „konkurencją” dla pre- i probiotyków są konserwanty, ponieważ ich naturalną rolą jest zabijanie wszelkich mikroorganizmów. A my przecież chcemy, aby w preparacie znalazły się bakterie, i to żywe. To wyzwanie dla formulatora, a rozwiązaniem może być połączenie w recepturze obu tych grup: pre- i probiotyków. 

Dobrym pomysłem jest też korzystanie z uśpionych szczepów, które aktywują się dopiero w kontakcie ze skórą. Nie oznacza to, że w kosmetyku takim w ogóle nie ma żywych bakterii, ale to już większe wyzwanie i konieczność zastosowania specyficznych układów konserwujących. 
Oczywiście niezbędne są badania, które sprawdzą, jak naturalna mikroflora zachowuje się po aplikacji produktu. Stworzenie dobrego kosmetyku probiotycznego wymaga dużej wiedzy i doświadczenia. W przypadku samych prebiotyków takiego problemu nie ma. Jeśli jako klienci mamy wątpliwości, doczytajmy informacje o badaniach na stronie producenta. Nie wszystko przecież mieści się na niewielkim opakowaniu. Na rynku mamy naprawdę dobrze przebadanie specyfiki, zarówno rodzimych, jak i zagranicznych firm. 

 

 

Probiotyki

Mikroorganizmy, które dostarczane w kosmetykach pomagają utrzymać równowagę flory bakteryjnej i aktywizują mikrobiom.

Prebiotyki

To pokarm dla dobrej flory bakteryjnej.

Synbiotyki

To połączenie prebiotyków i probiotyków w jednym produkcie.

Postbiotyki

Substancje produkowane przez probiotyki, które równie korzystnie jak probiotyki wpływają na zdrowie skóry.

 

 

A czym są synbiotyki?

To połączenie pożywienia dla dobrych bakterii, czyli prebiotyków, i samych bakterii – probiotyków. Taka fuzja daje synergiczny efekt. W recepturze widzimy wtedy konkretne szczepy oraz na przykład cukry, które są ich paliwem.

 

Czy takie połączenie zwiększa skuteczność kosmetyku?

Żeby stwierdzić to jednoznacznie, zawsze trzeba przeprowadzić badania. Ważne są informacje o tzw. stężeniach efektywnych surowca. Warto mieć świadomość, że czasem deklaracja producenta to jedno, a rzeczywistość drugie. Wyniki testów laboratoryjnych pozwalają nam to zweryfikować. 

 

Zbliżamy się do końca nowych pojęć – przed nami jeszcze postbiotyki. 

Zanim na dobre przyzwyczailiśmy się do wspomnianych powyżej substancji, do receptur wkroczyły kolejne. Postbiotyki to związki produkowane w wyniku procesów metabolicznych lub uwalniane z komórek bakterii probiotycznych, na przykład: cukry, enzymy, krótkołańcuchowe kwasy tłuszczowe, witaminy czy fragmenty komórek bakteryjnych. Za postbiotyki uznaje się również martwe – unieczynnione – komórki mikroorganizmów. Badania pokazały, że nie tylko obecność bakterii wpływa na naszą skórę, takie działanie mają też ich metabolity. Poddaje się je różnym procesom biochemicznym, aby zwiększyć ich skuteczność i takie substancje, na przykład lizaty, mogą mieć wiele innych, cennych właściwości. Do tej grupy należą też fermenty.

Żeby przesadnie nie komplikować – zapamiętajmy, że postbiotyki to substancje, które produkują bakterie już obecne na skórze. Świetnie uzupełniają one działanie probiotyków, ale też mają wiele zupełnie nowych właściwości. Doskonale sprawdzają się w trio z pre- i probiotykami przy leczeniu dermatoz. Co ważne, są to substancje droższe, więc kosmetyki z ich dodatkiem będą miały wyższą cenę. Okazuje się też, że postbiotyki były stosowane już wcześniej, tylko nie znaliśmy ich pod tą nazwą. Tak było w przypadku opatentowanego przez wiele lat składnika Bifida Ferment Lysate, który trzy lata temu trafił już szerzej do receptur. I to właśnie postbiotyk, o świetnym z resztą działaniu na skórę. 

 

I przechodzimy do kolejnego przebojowego składnika – fermentów, pani ulubionych substancji…

Tak. Powstają przez poddawanie procesowi fermentacji różnych składników, na przykład kwiatów, ziół czy minerałów. Same w sobie mają właściwości wspierające mikroflorę. Po co więc w ogóle fermentuje się składniki aktywne? Bo nabierają zupełnie nowych właściwości, a do tego stają się bardziej biozgodne ze skórą. Można powiedzieć, że zyskują supermoce. Na przykład minerały są dzięki temu lepiej przyswajalne i korzystniej wpływają na kondycję cery. Mój jedyny zarzut wobec pracy z fermentami dotyczy ich zapachu – zwykle nie jest on szczególnie przyjemny (śmiech). Odpowiednia kompozycja zapachowa pozwala jednak rozwiązać ten problem. Dużo też zależy od naszego indywidualnego mikrobiomu. Prowadziłam kiedyś badanie jednego z fermentów mineralnych na grupie 50 osób, dokładnie połowa po spryskaniu twarzy zgłosiła, że preparat – uwaga, cytuję – „śmierdzi starym praniem”, a druga grupa powiedziała, że ma przyjemny zapach. A on po prostu zmieniał się w zależności od składu naturalnej mikroflory danego człowieka. 

Zawsze ważne są badania, bo o ile większość substancji świetnie zareaguje na proces fermentacji, niektóre mogą wcale nie zyskać aż takich mocy. Dla mnie, jako technologa, twarde dowody naukowe są zawsze najważniejsze. 

 

 

Uśpione probiotyki są aktywowane przez różnego rodzaju reakcje biochemiczne. Każdy ze szczepów stosowanych w kosmetykach – w zależności od producenta czy rodzaju bakterii – działa na poziomie różnych mechanizmów.

 

 

Jakie są pani ulubione i najbardziej według pani skuteczne składniki tego rodzaju?

Jak wspomniałam, ferment fermentowi nierówny. Ale mam kilka sprawdzonych hitów:

– z minerałów (INCI: Saccharomyces/Zinc Ferment, Saccharomyces/Copper Ferment, Saccharomyces/Magnesium Ferment, Saccharomyces/Iron Ferment, Saccharomyces/Silicon Ferment) łączy: cynk, miedź, magnez, żelazo i krzem, poddane procesowi fermentacji, aby uzyskać wysoką biodostępność po nałożeniu na skórę i włosy. Kompleks aktywnych minerałów wygładza, regeneruje i działa antyoksydacyjnie. Mgiełką z takim składnikiem warto spryskać nie tylko twarz, lecz także włosy;

– z rzodkiewki (INCI: Leuconostoc/Radish Root Ferment Filtrate), konserwant oparty na przeciwbakteryjnych peptydach. Stosowany jest jako alternatywny środek konserwujący w najwyższej jakości kosmetykach ekologicznych. Bywa „kapryśny”, ale warto podjąć to ryzyko;

– ferment z bambusa (INCI: Lactobacillus/Arundinaria Gigantea Ferment Filtrate) tworzący efekt silicon-like, doskonale nawilża skórę. Dodany do produktu pielęgnacyjnego sprawia, że pojawia się lekki poślizg charakterystyczny dla kosmetyków z syntetycznymi silikonami. Nadaje włosom blask i powoduje, że znacznie łatwiej się rozczesują. Nie jest najtańszy, ale jego właściwości są bezdyskusyjne; 

– ferment z kombuchy (INCI: Saccharomyces/Xylinum/Black Tea Ferment), czyli z czarnej herbaty, ma działanie lipowypełniające, zmienia kierunek odbijania światła przez skórę, poprawia jej koloryt. Byłam co do niego sceptyczna, ale bardzo pozytywnie mnie zaskoczył. Daje piękny efekt rozświetlenia cery, przywraca jej energię i zdrowy koloryt. Dziś ma już całkiem przystępną cenę. 

 

 

Zalety fermentacji

Proces ten dodatkowo wzmacnia składniki kosmetyczne i nadaje im często nowe właściwości. 
Dzięki temu surowiec:

  • zwiększa swoją biodostępność dla skóry 
  • zmienia swoją strukturę 
  • może przechodzić w bardziej aktywną biologicznie formę 
  • może zyskać nowe biologiczne właściwości  

 

 

Czy kosmetyki z fermentami oraz pre-, pro- i postbiotykami trzeba przechowywać w jakiś szczególny sposób?

Najczęściej nie. Formuły są tworzone tak, by produkty przetrwały w temperaturze pokojowej, a przede wszystkim w łazience. Warunki w pomieszczeniach kąpielowych są specyficzne – jest w nich duszno, ciepło, często pojawia się para. Technolodzy biorą to pod uwagę. Mitem jest też przekonanie, że takie kosmetyki trzeba trzymać w lodówce, chyba że tak zaleca producent, bo na przykład zastosował nieco słabsze konserwanty, ale standardowo nie wpływa to na ich stabilność. Największym testem dla kosmetyku jest jego życie na półce w drogerii, gdzie stoi pięknie wyeksponowany pod świetlówką LED i co chwila jest otwierany. W domu takiej sytuacji nie ma, więc nie musimy się stresować. 

 

 

Czego szukać w recepturach (INCI): 

Probiotyki: Bifida Ferment Lysate, Saccharomyces Ferment, Lactobacillus Extract Filtrate, Hydrolyzed Yeast Protein, Lactobacillus

Prebiotyki: Inulin, Levan, Fructose, Glucose, Sucrose, Alphaglucan, Oligosaccharide

Postbiotyki: Bacillus Ferment Filtrate Extract, Cannabis Sativa Callus Lysate, Lactococcus Ferment Lysate, Lactobacillus Ferment 

 

 

Co panią, jako technologa, zachwyciło w ostatnim czasie?

Czasami po cichu mówię do siebie „wow” już na etapie czytania materiałów o danym surowcu (śmiech). Ale prawdę mówiąc, na początku trochę nie wierzyłam w siłę pre- i probiotyków. Najpierw chciałam przeczytać publikacje, popatrzeć na receptury, obejrzeć wyniki testów i badań. I okazało się, że to rzeczywiście działa. 

Jednym z moich ostatnich zachwytów jest wspomniany ferment z bambusa i efekt silikon-like, jaki daje. No i oczywiście kombucha. To był szok, że ferment z czarnej herbaty jest tak wszechstronny i skuteczny. Wpadłam też niedawno na publikację o ekstrakcie z wierzby, który działa tak silnie probiotycznie, że potrafi przywrócić równowagę mikrobiomu cery tłustej. Nie mogę się doczekać, aby go przetestować. 
Producenci surowców oferują dziś bardzo ciekawe składniki, choć ja zawsze po pierwszej ekscytacji staram się ochłonąć, a potem przetestować składnik i sprawdzić, czy naprawdę jest tak wspaniały. To zwykle najciekawszy etap pracy nad produktem. 

 

Rozmawiała Agnieszka Wróblewska

 

To tylko fragment
Chcesz wiedzieć więcej?
Zaprenumeruj lub wykup dostępONLINE

LNE kupisz również w Empiku i salonach prasowych
SPRAWDŹ