Świat dobrych bakterii wciąż kryje sporo niespodzianek. Naukowcy rozpracowują nasz mikrobiom kawałek po kawałku, odkrywając kolejne powiązania i zależności. Razem z ekspertkami z BioTeam bierzemy ten mikroświat pod lupę.
LNE: Skąd wasze zainteresowanie mikrobiomem w kontekście skóry?
Sylwia Poradzisz: Jesteśmy mikrobiolożkami, więc świat bakterii jest nam bliski (śmiech). Razem z Dianą pracowałyśmy przy jednym stole laboratoryjnym w centrum badawczo-rozwojowym, rozpracowując wpływ probiotyków na mikrobiom jelitowy. Już wtedy byłyśmy zafascynowane prozdrowotnymi właściwościami probiotykoterapii i jej wpływem na cały organizm. Zaczęłyśmy zgłębiać ten temat i okazało się, że dobre bakterie to nie tylko jelita, lecz także inne organy. Skoncentrowałyśmy się na aspektach związanych ze skórą – utrzymaniem jej w dobrej kondycji i pielęgnacji wspierającej florę. Testowałyśmy działanie probiotyków na cerę, same tworząc w laboratorium pierwsze receptury. Efekty pojawiły się szybko i tak zaczęła się nasza przygoda z branżą kosmetyczną. Wkrótce zaraziłyśmy tym tematem także Paulinę i zaczęłyśmy wspólnie pracować nad tworzeniem probiotycznych formuł.
Czy są nowe odkrycia w kontekście wpływu mikrobiomu na cerę?
Paulina Oczkoś: Temat mikrobiomu jest rozpracowywany przez świat naukowy już od jakiegoś czasu, ale wiele jeszcze pozostaje do odkrycia. Wciąż mało o nim wiemy, choć pojawia się coraz więcej badań i wniosków. Dziś mówi się wręcz, że mikrobiom jest kolejnym organem ciała. Coraz głośniej jest też o prebiotykach, czyli substancjach, które odżywiają dobre bakterie. I tu też pojawiają się niespodzianki, bo okazało się, że np. inulina ma działanie wybiórcze, czyli wspiera rozwój dobrych mikroorganizmów, a nie jest pożywką dla szkodliwych. Jak to możliwe? Tylko określone bakterie wydzielają enzymy, które są w stanie strawić i wykorzystać inulinę. Te chorobotwórcze nie. Świat nauki nieustannie zachwyca!
Diana Kurkowska: Wiele nowych badań prowadzi się nad substancjami, które są od lat wykorzystywane w medycynie. Okazuje się, że np. żeń-szeń także może być wykorzystywany jako prebiotyk, a szczególnie skuteczny jest w terapii atopowego zapalenia skóry, gdzie dochodzi do niekontrolowanego rozrostu kolonii gronkowca złocistego (Staphylococcus aureus). Oczywiście on naturalnie występuje na skórze, ale w niewielkich ilościach. W AZS jego namnażanie powoduje równocześnie zmniejszenie populacji „dobrej” bakterii Staphylococcus epidermitis. I tu wkracza żeń-szeń, który jest pokarmem dla gronkowca skórnego (S. epidermitis) i pomaga przywrócić równowagę. Możliwe, że to odkrycie znacząco wpłynie na sposoby leczenia atopii.
Jak bardzo mikrobiom na skórze zależy od tego w jelitach?
Sylwia Poradzisz: Są ze sobą ściśle powiązane. Skład flory jelitowej różni się od skórnej choćby dlatego, że wpływają na nie inne czynniki zewnętrzne. Już podczas narodzin siłami natury organizm dziecka zostaje skolonizowany mikrobiomem matki. Jeśli ten ostatni jest w stanie równowagi, maluch dostaje dobry pakiet na start (śmiech). Kolejnym powiązaniem jest tzw. oś skóra – jelito, która bezpośrednio wiąże te dwa organy.
Jak to działa? Jeśli flora jelitowa zostaje zaburzona, np. na skutek przerostu jednego z gatunków drobnoustrojów patologicznych, układ odpornościowy reaguje stanem zapalnym i wytwarza cytokiny. One z kolei przenikają przez ściany jelita do układu krwionośnego i z krwią są rozprowadzane do różnych narządów, w tym także do skóry. I tak stan zapalny z jelit może manifestować się na ciele, bo wpływa na zmianę składu mikroflory. Pojawiają się miejscowe stany zapalne, których konsekwencją bywa trądzik dorosłych lub wykwity atopowe. To, co dzieje się wewnątrz organizmu, wpływa na to, jak wyglądamy.
A jak to się ma do osi skóra – jelito – mózg?
Sylwia Poradzisz: To oddzielny temat, w którym chodzi bardziej o neuroprzekaźniki wytwarzane przez bakterie bytujące w jelicie i ich działanie – poprzez układ krwionośny – na mózg, a przez to na skórę.
Sprawy zaczynają się komplikować. Konsumenci to rozumieją?
Paulina Oczkoś: Szerokiemu odbiorcy mikrobiom nadal kojarzy się głównie z jelitami, a probiotyki z kapsułkami, które lekarz zaleca wspomagająco przy antybiotykoterapii. Świadomość występowania bakterii na skórze i ich wpływu na jej wygląd wciąż jest niska. Tymczasem wiemy już, że skład mikrobiomu jest jak odcisk palca – u każdego bardzo indywidualny, wyjątkowy. Kluczowe dla zdrowia są więc nie rodzaje bakterii, ale stan ich równowagi.
Już podczas narodzin siłami natury organizm dziecka zostaje skolonizowany mikrobiomem matki. Jeśli ten ostatni jest w stanie równowagi, maluch dostaje dobry pakiet na start.
Przetestowałyście dziesiątki preparatów z probiotykami – jakie macie wnioski?
Diana Kurkowska: Żeby kompleksowo zadbać o stan flory bakteryjnej, preparat powinien zawierać zarówno pre-, pro-, jak i postbiotyki. Niezwykle istotna jest też kompozycja konserwująca – musi być delikatna, by nie zaburzyć mikroflory. Ma na celu hamować rozwój patogennych mikroorganizmów, ale być obojętna dla tych korzystnych.
Co wspiera, a co osłabia mikrobiom skórny?
Paulina Oczkoś: Okazuje się, że stosowanie kosmetyków o bardziej naturalnym składzie wspomaga florę bakteryjną. Dlatego tak istotne jest, by jednak zwracać uwagę na ich skład. Silne konserwanty hamują namnażanie bakterii – niestety także tych dobrych.
Diana Kurkowska: Warto też zwrócić uwagę na pH stosowanych preparatów – niektóre mają ten współczynnik bliski zasadowemu, co zaburza równowagę skórną. Informacja o pH rzadko znajduje się na opakowaniu kosmetyku, więc konsumenci nie zwracają na nią uwagi i nie mają świadomości, że optymalne pH dla mikrobiomu to 4,8-5.
Sylwia Poradzisz: Dbanie o mikrobiom wiąże się ze stosowaniem delikatnych kosmetyków i tu dochodzimy do tematu złuszczania i stosowania silnie działających środków. Takie działania mogą naruszyć równowagę bakteryjną, bo wyjaławiają skórę. W efekcie bakterie nie mogą „pracować” na naszą korzyść. Podobnie działają kosmetyki z alkoholem.
Okazuje się, że stosowanie kosmetyków o bardziej naturalnym składzie wspomaga florę bakteryjną. Dlatego tak istotne jest, by jednak zwracać uwagę na ich skład. Silne konserwanty hamują namnażanie bakterii – niestety także tych dobrych.
Opracowałyście kosmetyki z żywymi bakteriami – powiedzcie o nich więcej.
Paulina Oczkoś: To nasze wielkie osiągnięcie i innowacja na skalę kraju. Większość kosmetyków zawierała dotąd tzw. lizaty bakterii, czyli martwe komórki tych mikroorganizmów, lub biofermenty, czyli wytwarzane przez bakterie produkty przemiany materii. Jednak z definicji probiotyk to żywe kultury, chciałyśmy więc pójść o krok dalej. Największym wyzwaniem były aspekty technologiczne. Trudno zachować stabilność masy kosmetycznej, kiedy są w niej żywe kultury bakterii. Utrzymanie ich w tym stanie przez cały cykl życia produktu też nie jest łatwe. Po wielu próbach nam się to udało – cały proces opracowywania tej innowacyjnej koncepcji trwał dwa lata. Oprócz żywych bakterii kremy zawierają prebiotyki i postbiotyki. To pozwala kompleksowo zadbać o mikrobiom – utrzymać go w równowadze, a jednocześnie zadbać o układ odpornościowy skóry i jej naturalne pH. Innowacyjne są też dwukomorowe opakowania typu airless, dzięki którym faza kremowa i probiotyczna są od siebie oddzielone i łączą się dopiero w momencie aplikacji.
Komu poleca się kosmetyki probiotyczne?
Paulina Oczkoś: Każdemu, bo każda cera skorzysta ze wzmocnienia własnej mikroflory. To dobór dodatkowych substancji aktywnych może różnicować tego rodzaju preparaty tak, by odpowiadały na konkretne potrzeby skóry, np. w zakresie walki z trądzikiem, nawilżenia czy odmładzania.
O czym powiecie podczas swojego panelu na naszym jesiennym 43. Kongresie LNE?
Diana Kurkowska: O naszych badaniach nad mikrobiomem skóry, podsumujemy też ciekawe światowe odkrycia w tym zakresie. Nie zabraknie również części o faktach i mitach dotyczących mikrobiomu – tutaj szykuje się sporo niespodzianek.
Rozmawiała Agnieszka Wróblewska
Chcesz wiedzieć więcej?Zaprenumeruj lub wykup dostępONLINE
LNE kupisz również w Empiku i salonach prasowych
SPRAWDŹ